Zakazane lekarstwo na raka

Lekarstwo kontrolujące raka jest znane i pochodzi z natury.
Ale nie jest szeroko dostępne, ponieważ nie można go opatentować i — co z tego wynika — nie jest atrakcyjne dla przemysłu farmaceutycznego.

Takiego zdania jest G. Edward Griffin1, autor książki Świat bez raka. Historia witaminy B17.

Zwolennicy naturalnych, witaminowych terapii raka przekonują, że rak, tak jak szkorbut i pelagra, jest chorobą wynikającą z niedoborów. Griffin podkreśla: jest jeden szczególny składnik, którego dramatycznie brakuje w diecie współczesnego człowieka. To amigdalina, nazwana witaminą B17, występująca głównie w pestkach (moreli, brzoskwiń, jabłek, gruszek, śliwek, wiśni) oraz różnych rodzajach traw (m.in. pszeniczna, sorgo, alfa-alfa) i kilkuset innych roślinach (m.in. skiełkowane soczewica i fasola mung, bób, ciecierzyca, orzechy nerkowca i macadamia, nasiona lnu i sezamu, jagody, maliny, truskawki). Wyekstrahowana i skoncentrowana, stosowana w postaci iniekcji lub tabletek, jest znana pod nazwą letril. Według części naukowców niszczy guzy i pomaga kontrolować raka, według innych nie ma takiego działania, a wręcz może być toksyczna.

 

Historia błędów

Historia nauki jest historią zmagań przeciwko zakorzenionym błędom — konstatuje Griffin. Wiele największych odkryć było początkowo odrzucanych przez naukowe społeczności, a ich pionierzy byli wyśmiewani jako znachorzy i szarlatani. Ograniczając się tylko do medycyny, wystarczy przypomnieć Andreasa Vesaliusa, którego potępiano jako oszusta i heretyka z powodu odkryć dotyczących ludzkiej anatomii. William Harvey był pogardzany jako medyk za przekonanie, że krew jest pompowana przez serce i porusza się po ciele w arteriach. Położnik Ignatz Sommelweis stracił pracę w szpitalu, bo zanim odkryto zarazki, kazał myć ręce swemu personelowi. Nie pomogły nawet statystyki wskazujące na drastyczne obniżenie na jego oddziale liczby zgonów. Na smutną listę wpisuje się też historia szkorbutu i pelagry — kronika niechęci naukowców do tego, co w terapii proste i naturalne.

W XVII i XVIII wieku marynarze masowo ginęli z powodu szkorbutu. Tymczasem lekarstwo było już znane. Gdy zimą 1535 roku statek, którym płynął francuski odkrywca Jaques Cardiere, utknął w lodach rzeki Saint Laurence, szkorbut zaczął zbierać swe śmiertelne żniwo. Pomogła terapia zastosowana przez Indianina — napój z kory i igieł białej sosny, bogaty w witaminę C. Po powrocie do Europy Cardiere zgłosił to medycznym autorytetom, ale jedynie ich rozbawił — szamańskie lekarstwo ignoranckich dzikusów nie mogło przecież mieć nic wspólnego z nauką. Arogancja ówczesnych autorytetów kosztowała przez kolejne dwa wieki życie setki tysięcy marynarzy. W końcu w 1747 roku John Lynn, młody bosman brytyjskiej marynarki odkrył, że pomarańcze i cytryny dają ulgę, i rekomendował, by brytyjska marynarka włączyła owoce cytrusowe do zapasów na wszystkich statkach. Ale znów musiało upłynąć prawie pół wieku, by te proste zalecenia wdrożono w życie.

Wiek XX nie był wyjątkiem. Gdy w jego początkach część amerykańskiej populacji była dziesiątkowana przez nową chorobę, doktor Joseph Goldberger odkrył, że pelagra, bo o niej mowa, jest związana z dietą. Jednak dopiero 30 lat później świat medyczny w pełni zaakceptował, że przyczyną choroby jest niedobór witaminy B.

 

W gnieździe szerszeni

W połowie XX wieku dr Ernst T. Krebs (junior), biochemik z San Francisco, odkrył, że rak, tak jak szkorbut i pelagra, jest spowodowany niedoborem ważnego składnika w diecie współczesnego człowieka. Zidentyfikował go jako związek należący do grupy glikozydów (nitrylozydów), obficie występujący w naturze w wielu jadalnych roślinach w każdej części świata. Według Krebsa w całej historii nauk medycznych nie było ani jednej chronicznej choroby metabolicznej, której udało się zapobiec lub ją wyleczyć farmaceutykami, natomiast w każdym przypadku ostateczne rozwiązanie znajdywano w prawidłowym odżywianiu. To wskazuje, podkreślał, na czym powinna się skupić naukowa dociekliwość w lepszym zrozumieniu mechanizmu raka.

„Krebs nie miał pojęcia — pisze australijski dziennikarz Joe Vialls — w jakim gnieździe szerszeni ośmielił się zamieszać. Nie będąc w stanie opatentować witaminy B17 ani zapewnić sobie wyłącznych praw do niej, przemysł farmaceutyczny wsparty przez Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne (AMA) oraz Urząd ds. Żywności i Leków (FDA) przypuścił zmasowany atak na letril, mimo że istniały dowody na jego skuteczność w kontrolowaniu raka”. Kampanie odstraszające były oparte na fakcie, że witamina B17 zawiera pewne ilości śmiertelnej trucizny — cyjanku potasu. Media zostały zbombardowane opowieścią o bliżej nieokreślonym małżeństwie z San Francisco, które zatruło się po zjedzeniu surowych pestek moreli. Dziennikarzom nie udało się, mimo uporczywych wysiłków, ustalić tożsamości pary. Ludzie jednak dostali skuteczny sygnał: spożywanie amigdaliny jest równoznaczne z popełnieniem samobójstwa. I już niewielu dowiedziało się, że sam Krebs udowodnił, iż B17 jest całkowicie bezpieczna. Po przetestowaniu witaminy na zwierzętach biochemik wstrzyknął sobie megadawkę letrilu w ramię i… nie tylko przeżył, ale kolejne dekady cieszył się dobrym zdrowiem.

 

Zwierzęta to wiedzą

To, co ogłosił Krebs, wiedzą zwierzęta. Na przykład psy — gdy źle się czują, często szukają trawy do jedzenia. Interesujące jest to, że instynktownie wybierają rośliny bogate w nitrylozydy. Kiedy małpy dostaną świeżą brzoskwinię lub morelę, ostrożnie oddzielą słodką miąższową część, otworzą twardą łuskę i wyjmą małe nasionko. Pestki te są jednym z najbardziej skoncentrowanych źródeł nitrylozydów. Dzikie niedźwiedzie konsumują duże ilości tych związków — nie tylko szukają jagód, które są w nie bogate, ale kiedy zabijają małe roślinożerne zwierzęta, instynktownie omijają warstwę mięśni i zjadają najpierw wnętrzności i żołądek wypełnione nitrylozydowymi trawami — opowiada Griffin. W ogrodach zoologicznych, dodaje, w których stosuje się rutynową dietę, bogatą odżywczo, ale niemal pozbawioną nitrylozydów, niedźwiedzie chorują na raka — w San Diego tylko w jednej zagrodzie w ciągu sześciu lat zmarło na raka pięć niedźwiedzi.

Długowieczni Hunzowie zamieszkujący rejon Himalajów nie chorują na raka. Ich dieta została wzdłuż i wszerz przebadana przez naukowców — zawiera 200 razy więcej nitrylozydów niż rafinowana dieta zachodnia. Ale kiedy Hunzowie opuszczają swój region i stosują dietę krajów, do których się przenoszą, zapadają na te same choroby, nie wyłączając raka. Oczywiście są poddani innym rakotwórczym czynnikom, ale brak witaminy B17 w diecie jest według niektórych badaczy najbardziej znaczący.

Znane są przypadki chorych, u których po zastosowaniu amigdaliny guzy zaczęły się wycofywać. Dr Ernesto Contreras, który w swej klinice onkologicznej w Meksyku, wyleczył z raka tysiące pacjentów mówi: B17 niszczy nawet najbardziej złośliwe guzy.

 

Trofoblastyczne
pochodzenie raka

W 1902 roku John Beard, profesor embriologii z uniwersytetu w Edynburgu, odkrył, że nie ma żadnych rozpoznawalnych różnic między wysoce złośliwymi komórkami rakowymi i pewnymi preembrionalnymi komórkami — trofoblastami. Wyczerpujące badania doprowadziły Bearda do wniosku, że rak i trofoblasty są w rzeczywistości jednym i tym samym, stąd jego teoria jest znana jako trofoblastyczne pochodzenie raka. Trofoblasty w czasie ciąży rozprzestrzeniają się i mnożą gwałtownie, gdy wyżerają sobie drogę do ściany macicy, przygotowując miejsce, gdzie embrion będzie mógł się zagnieździć.

Trofoblast formowany jest w reakcji łańcuchowej przez inną komórkę, która może przekształcić się w jakikolwiek organ albo tkankę. Kiedy jest stymulowana w kierunku wyprodukowania trofoblastu poprzez kontakt z estrogenem, hormonem obecnym zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn, przydarza się jedna z dwu rzeczy: w przypadku ciąży rezultatem jest rozwój placenty i pępowiny, ale jeśli trofoblast jest stymulowany jako część procesu leczenia, który nie zostaje zastopowany po wykonaniu swego zadania, rezultatem jest rak.

Funkcją białych krwinek jest m.in. atakowanie i niszczenie wszystkiego co obce i szkodliwe dla naszego ciała. Dlatego powinny one atakować komórki rakowe. Nie robią tego, gdyż rak jako trofoblast nie jest ciałem obcym. Cienka proteinowa powłoka trofoblastów ma ujemny ładunek elektrostatyczny — tak jak białe krwinki, więc są one odpychane. Ale problem rozwiązuje częściowo trzustka — produkowany przez nią enzym trypsyna trawi proteinowy płaszcz ochronny, co umożliwia białym ciałkom atak. W przypadku ciąży komórki trofoblastów kontynuują wzrost i rozprzestrzenianie się do ósmego tygodnia, potem nagle przestają rosnąć i są niszczone. Dlaczego? W ósmym tygodniu zaczyna bowiem funkcjonować trzustka dziecka. W tym kontekście zrozumiały staje się fakt, dlaczego diabetycy i chorzy z uszkodzoną trzustką są bardziej podatni na rozwój raka.

Ale gdyby zawiodła trzustka, nasz organizm został wyposażony w zapasowy mechanizm obronny. Ma on związek z unikalnym składnikiem chemicznym, który zatruwa złośliwe komórki i jednocześnie odżywia całą resztę.

 

Cudowna amigdalina

Molekuła tzw. witaminy B17 zawiera jedną cząsteczkę aldehydu benzoesowego i jedną cząsteczkę cyjanku. Cyjanek — związek wysoce toksyczny — jest jednak nieaktywny chemicznie i nie stanowi zagrożenia dla zdrowych komórek. Istnieje tylko jedna substancja, która może rozbić tę molekułę i uwolnić cyjanek — enzym zwany betaglukozydazą. Kiedy witamina B17 wchodzi w kontakt z tym enzymem, nie tylko uwalniany jest cyjanek, ale również benzoaldehyd, który sam w sobie jest także bardzo toksyczny. Co więcej, w połączeniu związki te są bardziej trujące niż każdy z nich osobno. Enzym odblokowujący w wystarczającym stężeniu znajduje się tylko w komórkach rakowych. I tylko tam witamina B17 będzie działać toksycznie, stając się zabójcą raka. Z kolei zdrowe komórki są zaopatrzone w inny enzym — rodanazę pełniącą funkcję ochronną. Podczas gdy w rakowej komórce letril uwalnia cyjanek, który niszczy guza, w zdrowej przekształca się w glukozę.

Toksyczne działanie witaminy B17 na komórki rakowe potwierdził w wyniku testów na tkance zwierzęcej dr Dean Burke — szef wydziału chemii w amerykańskim Narodowym Instytucie Raka (NCI). — Kiedy dodajemy letril do kultur rakowych pod mikroskopem, możemy zobaczyć, że komórki rakowe wymierają jak muchy — oznajmił.

— Jest dziś wiele spekulacji na temat kancerogenów — mówi Griffin. — Naukowcy przekonują, że to palenie, nadmiar słońca, chemiczne dodatki, pewne wirusy. To wszystko ma związek z rakiem, ale prawdziwą przyczyną jest niedobór witaminowo-enzymowy. Reszta to katalizatory inicjujące proces. Specyficzne kancerogeny nie powodują raka, tylko decydują, gdzie się pojawi.

W proces zwalczania komórek rakowych włączone są nie tylko enzymy trzustki i witamina B17. Z badań wynika, że dużą rolę odgrywają inne enzymy i witaminy, pierwiastki, natlenienie krwi, poziom PH, a nawet temperatura ciała. Amigdalina wydaje się być jednak najbardziej bezpośrednim czynnikiem, choć wszystkie się uzupełniają i są częściami naturalnego mechanizmu obronnego organizmu.

Przeciwnicy terapii witaminą B17 ostrzegają, że w nadmiarze jest toksyczna dla całego organizmu. Należy jednak pamiętać, że każda substancja niezbędna do życia w nadmiarze może szkodzić, a przyjęta w nienaturalnie dużych dawkach może prowadzić do śmierci. Jedząc owoce wraz z pestkami nie jesteśmy w stanie przedawkować nasion, gdyż oznaczałoby to konsumpcję np. kilku skrzynek jabłek dziennie. Lękiem nie powinna też napawać, jak podkreślają zwolennicy witaminowej teorii raka, terapia laboratoryjną formą witaminy B17. Nieznane są bowiem przypadki zgonu związanego z podaniem letrilu, a jedynymi skutkami ubocznymi doświadczeń na szczurach karmionych 70 razy większą dawką letrilu niż ludzie były zwiększony apetyt i przybranie na wadze. Dr Burke dowodził nawet, że letril jest mniej toksyczny niż cukier.

 

Sfałszowany raport

W Stanach Zjednoczonych leczenie letrilem jest zabronione, podobnie jak rozpowszechnianie informacji, że witamina B17 leczy raka. Najpierw uznano kurację za nieskuteczną, a potem odwrotnie — za toksyczną dla człowieka. — Cała opozycja opierała się na raporcie z 1953 roku Komisji Raka Kalifornijskiego Stowarzyszenia Medycznego — mówi Griffin. — Stwierdzono w nim, że nie ma satysfakcjonujących dowodów, by letril działał toksycznie na komórki rakowe. Efektem tego raportu było uznanie przepisywania, transportowania czy nawet rekomendowania letrilu za nielegalne.

Griffin, znany dokumentalista, przeprowadził własne śledztwo. Raport napisali przewodniczący komisji dr Ian McDonald i jej sekretarz dr Henry Garland. Żaden z pozostałych lekarzy członków komisji nie miał doświadczenia z letrilem. Co ciekawe, McDonald i Garland byli lekarzami odpowiedzialnymi za twierdzenia, że nie ma żadnego związku między paleniem tytoniu i rakiem płuc. McDonald sparafrazował nawet w tamtym czasie znane powiedzenie: paczka papierosów dziennie trzyma raka płuc z dala ode mnie (oryginał brzmi: jabłko dziennie trzyma lekarzy z dala ode mnie). Griffin podkreśla, że od niekompetencji naukowej gorszy jest inny fakt: obaj sfałszowali wnioski płynące z eksperymentów z letrilem, twierdząc, że mikroskopowe obserwacje guzów pobranych od pacjentów leczonych letrilem nie przyniosły żadnych dowodów na korzyść działania witaminy B17. Dziesięć lat później wyszło na jaw, że jeden z patologów prowadzących badania zgłosił fakt natychmiastowego zniszczenia kilku guzów. Raport stwierdza również, że technicy laboratoryjni nie odnieśli sukcesu w wyzwalaniu cyjanku z letrilu, co przedstawiono jako „potężny” dowód na to, że cała teoria jest oszustwem. McDonald i Garland ukryli prawdę — dwa miesiące wcześniej cyjanek wyzwolono w laboratorium chemicznym Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego. Taki sam wynik uzyskały inne laboratoria: Kalifornijskie Laboratorium Żywności i Leków oraz laboratorium chemiczne Narodowego Instytutu Raka. Warto też zauważyć, że w toku eksperymentu pacjenci otrzymali ekstremalnie małe dawki letrilu — dwa gramy i to podzielone na 12 porcji, a więc za małe, by udowodnić cokolwiek (stosowana dziś w jednym zastrzyku dawka to około 30-40 gramów). Gdy koncepcja letrilu jako bezużytecznej substancji upadła, wyjęto kolejnego królika z kapelusza, twierdząc, że uwalniany w organizmie cyjanek jest toksyczny dla wszystkich komórek.

 

Życie, powiedz prawdę

Griffin opisuje w swojej książce historie wyleczonych pacjentów, dołącza dokumentację i zdjęcia. Przytoczmy tylko dwa przypadki.

David Edmunds z Penola w Kalifornii był operowany w czerwcu 1971 roku z powodu raka okrężnicy z przerzutami do pęcherza. Wykonano u niego kolostomię (wyprowadzenie światła jelita grubego na powierzchnię brzucha). Pięć miesięcy później rak wrócił, pacjentowi dano kilka miesięcy życia. Żona Edmundsa, która była pielęgniarką, namówiła męża na terapię letrilem. Po pół roku stan pacjenta się zdecydowanie poprawił — badanie pęcherza ujawniło, że guz zniknął. Edmunds poprosił lekarzy o sprawdzenie, czy jego okrężnicę można z powrotem umieścić wewnątrz. Podczas zabiegu nie znaleziono niczego, co
przypominałoby tkankę rakową, więc połączono z powrotem okrężnicę i pacjenta odesłano do domu na rekonwalescencję. Był to pierwszy w historii tego szpitala przypadek, gdy wykonano odwróconą kolostomię.

W 1972 roku u dr. Dale’a Dunnera, pediatry z Santa Paula w Kalifornii, wykryto raka płuc. Kolejny ogromny guz pojawił się w nodze. Rak był nieoperacyjny i odporny na radioterapię. Diagnoza brzmiała: nieuleczalny. Za namową matki Dunner zgodził się wypróbować letril, ale jako lekarz znający oficjalny raport medyczny nie wierzył w jego skuteczność. Choć zakupił dużo letrilu w Meksyku, wciąż go nie stosował. W ciągu paru tygodni kaszel i ból rozwinęły się do tego stopnia, że żadna dawka leków, które przyjmował, nie mogła mu ulżyć. Osłabiony dodatkowo z powodu nieprzespanych nocy, zdesperowany i oszołomiony, wreszcie sięgnął po letril. Zanim stracił przytomność, podał sobie dożylnie jego cały zapas — mniej więcej dziesięciodniowy. Gdy obudził się wiele godzin później, zauważył, że kaszel i ból zaczęły się zmniejszać, a apetyt powoli wracał. Musiał przyznać, że letril zadziałał, więc zaczął rutynowe leczenie mniejszymi dawkami. Trzy miesiące później wrócił do pracy.

Od czasu gdy letril został opracowany w 1952 roku, były tysiące podobnych historii, zgłoszonych i udokumentowanych — podkreśla Griffin i dodaje, że było ponad 20 publikacji w pismach medycznych autorstwa znanych lekarzy, którzy używali letrilu eksperymentalnie w leczeniu swych pacjentów2. Wszyscy ocenili, że letril jest zarówno bezpieczny, jak i efektywny w leczeniu raka. W gronie tym znaleźli się: dr Hans Nieper, dyrektor medyczny szpitala Silversee w Hanowerze, pionier leczenia kobaltem; dr N.R. Bouziane, dyrektor laboratoriów badawczych szpitala Saint Joan d’Arc w Montrealu, szef działu chemioterapii; dr Manuel Navarro, profesor chirurgii na Uniwersytecie Santa Thomas w Manilli; dr Ernesto Contreras, chirurg słynnej Kliniki Onkologicznej Dobrego Samarytanina w Tijuanie w Meksyku, wcześniej lekarz szpitala pediatrycznego Uniwersytetu Harvarda w Bostonie, profesor histologii i patologii w szkole medycznej meksykańskiej armii, szef patologii w szpitalu wojskowym miasta Meksyk. I wielu innych — w sumie lekarze i naukowcy z niepodważalnymi referencjami z ponad 20 krajów. A jednak w USA lekarzom, którzy sięgają do naukowo popartych naturalnych terapii wciąż przykleja się łatkę znachorów i zakazuje praktyki. W Polsce rzadko który lekarz słyszał o kuracji letrilem, a ci, którzy temat znają, są z reguły sceptyczni.

Katarzyna Lewkowicz-Siejka

 

[Celem artykułu nie jest skłanianie czytelnika do nieprzemyślanej rezygnacji ze standardowych terapii, lecz dostarczenie informacji na temat innych stosowanych przez część lekarzy metod walki z rakiem].

 

1 G. Edward Griffin jest pisarzem, scenarzystą i producentem filmowym, jego nazwisko wymienia słynna encyklopedia Who is who in America. Jest autorem wielu dokumentów, m.in. The discovery of Noah’s Ark — filmu o odkryciu w górach Ararat wraku arki Noego, oraz No place to hide — o strategii i taktyce terrorystów. Jest laureatem nagrody Telly Award przyznawanej za najlepsze produkcje telewizyjne oraz założycielem The Cancer Cure Foundation. Jest też komentatorem politycznym, autorem seminariów na temat polityki raka w USA. 2 Oczywiście w grupie pacjentów stosujących kurację letrilem są i tacy, którzy walkę z rakiem przegrali — jak aktor Steve McQueen. O czynnikach wpływających na skuteczność kuracji letrilem wspominam w drugiej części artykułu, który ukaże się w następnym numerze.

 

Przewiń do góry